wtorek, 18 lutego 2014

Operatora DTP (nie)chętnie zatrudnię




Mile widziana znajomość DTP

Zawód operatora DTP jest wyjątkowo niedocenianą i niewdzięczną profesją. I nie mam tu na myśli jedynie konieczności obcowania z wybrednymi klientami. O wiele bardziej przykrym jest fakt, że nawet na rynku pracy specjalistyczna wiedza z zakresu DTP jest traktowana jedynie jako dodatkowa umiejętność drugiej kategorii, którą można przecież zdobyć, odbywając jedno czy dwa szkolenia.

Przekonali się o tym ci wszyscy, którzy marząc o stabilnym zatrudnieniu w dużym wydawnictwie – najlepiej w oparciu o umowę o pracę na czas nieokreślony – usiłowali znaleźć zatrudnienie na pełny etat właśnie na stanowisku operatora DTP. Jakże wielkie było ich rozczarowanie, gdy okazywało się, że takie stanowisko w praktyce niemal w ogóle nie istnieje! Nie dziwi więc fakt, że w tym zawodzie większość stanowią freelancerzy pracujący na własny rachunek. Zdarzają się oczywiście również i tacy szczęściarze, którzy rezygnując z jakiegokolwiek życia osobistego, mają możliwość łączyć obydwie formy zarobku – pełnoetatową i freelancerską. Jednak co jeśli freelancerka nie jest dla kogoś preferowanym sposobem na życie…?

piątek, 17 stycznia 2014

DTP? OMG! WTF?

Who am I…?

Szymon – jak na naiwnego idealistę przystało – zawsze wyznawał pogląd, że im dokładniej będzie precyzował swoje myśli, tym większą będzie miał pewność, że zostanie dobrze zrozumiany. Dlatego też przez długi czas z właściwym sobie uporem starał się konsekwentnie nazywać siebie operatorem DTP, gdyż uważał, że właśnie ta nazwa najpełniej odzwierciedla jego profil zawodowy.

Brutalna rzeczywistość dość szybko sprowadziła go jednak na ziemię, nie wszyscy bowiem są na tyle elokwentni, by znać ten obco brzmiący termin i efekt był wręcz odwrotny. Wystarczyło, że odbył w swoim życiu kilkanaście podobnych konwersacji:
  • [Nowo Poznana Osoba] – (mając szczere chęci poznania Szymona bliżej) Cześć Szymon, czym się właściwie zajmujesz?
  • [Szymon] – (siląc się na naturalny i swobodny ton głosu) Jestem operatorem DTP.
  • [N.P.O.] – (odczuwając naturalność w głosie Szymona, uświadamiając sobie swoją ignorancję i udając zrozumienie) Mhm… A co studiowałeś? (licząc na rozwikłanie zagadki).
  • [S.] – Edytorstwo (po krótkiej przerwie, widząc konsternację na twarzy Nowo Poznanej Osoby, dodając:) na Wydziale Polonistyki UJ.
  • [N.P.O.] – (elokwentnie i taktownie markując admirację) O!
  • [S.] – (po kilku chwilach niezręcznej ciszy) Także tego… także ten…

sobota, 11 stycznia 2014

My name is Shrdlu. Etaoin Shrdlu.

 

Zapomniana legenda typografii

Jako prawdziwi koneserzy i miłośnicy sztuki typograficznej (którymi głęboko wierzę jesteście, a jeśli nie, to mam nadzieję wkrótce się nimi staniecie) na pewno doskonale znacie takie nazwiska jak Manucjusz, Didot, Bodoni, Frutiger, Tschichold, Hochuli, Felici, Bringhurst, Tomaszewski… Długo zresztą można byłoby je wymieniać, dlatego wybaczcie mi proszę, jeśli pominąłem jakiegoś waszego ulubionego guru typografii. Jeśli jednak spodziewacie się, że o którymkolwiek z nich dowiecie się czegoś więcej w trakcie lektury tego tekstu, to możecie przerwać czytanie już w tym miejscu.

Chciałbym natomiast omówić przypadek, który – jak mi się przynajmniej wydaje – jest znacznie mniej znany, ale za to o ile bardziej intrygujący niż wymienieni na początku mistrzowie. Całkiem niedawno natrafiłem bowiem – przyznam, że całkiem przypadkiem – na trop, który doprowadził mnie do odkrycia pewnej owianej legendą i spowitej mgłą zamierzchłych czasów osobliwej osobistości. A na imię jest jej Etaoin Shrdlu.

wtorek, 7 stycznia 2014

The typesetter’s nightmare – czyli poznaj swego przodka


Prologus

Jak zapewne zdążyliście już zauważyć, sen pełni w życiu Szymona bardzo ważną, jeśli nie kluczową rolę. Stąd też nie dziwcie się, że motyw ten jest tak wszechobecny w jego przemyśleniach i twórczości. Być może trudno Wam będzie w to uwierzyć, ale Szymon do tego stopnia umiłował potrzebę zasypiania, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się odpędzać senności przy użyciu kawy – być może również dlatego, że kawy po prostu nie lubi (uważa ją za jedyną rzecz, która tak ładnie pachnie, a przy tym tak paskudnie smakuje) – kieruje się natomiast złotą zasadą: najskuteczniejszym sposobem na pozbycie się uczucia znużenia jest pójście spać i ta metoda jeszcze nigdy go nie zawiodła.

Była taka noc, której Szymon długo nie zapomni. Późnym wieczorem nadszedł ten moment, w którym zmęczenie ogarnęło jego umysł. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa Szymon wsunął się do swego wiecznie niepościelonego łóżka, które czeka w gotowości – niczym wierna Penelopa wypatrująca nieustannie powrotu Odyseusza – by w każdej chwili móc przyjąć jego znużone ciało. Stamtąd była już tylko jedna droga – wprost do onirycznej krainy błogiej nieświadomości…

sobota, 4 stycznia 2014

Z szuflady humanisty #1


Prologus

Był ciepły grudniowy wieczór, ulice zasypiały skąpane w pomarańczowym, rozproszonym we mgle blasku ulicznych latarni. Z komputerowych głośników dobywało się ciche lecz czyste brzmienie elektrycznej gitary, na wysłużonej już podstawce stał kufel wypełniony kremowym, niemal czarnym ciemnym piwem. W tych właśnie sprzyjających okolicznościach przyrody Szymon założył swojego pierwszego bloga.

Ach, no tak… Wy go jeszcze przecież nie znacie! I on sam też jeszcze nie do końca poznał zasady swojego funkcjonowania w takim miejscu. Dlatego pozwólcie, że na początek przybliżę Wam pokrótce jego historię. Wszystko zaczęło się, gdy Szymon był jeszcze beztroskim, wesołym studentem…